Następnego
dnia wpadłam na pomysł zabrania Zbyszkowi śniadania do pokoju, żeby biedak nie
medyknął z głodu. Idąc schodami w dół usłyszałam zatrzaśnięcie drzwi i stukot
obcasów. Po chwili przetruchtała obok mnie zapłakana ciemnowłosa laska, której
obcasy były tak wielkie, że przy jej szybkim chodzie uginały się na prawo i
lewo. Ale trzeba jej oddać, że ma figurę dziewczyna… No, ale co ona robiła na
piętrze u siatkarzy? Co najmniej dziwna sprawa.
Kiedy już skonsumowałam
trochę sałatki i napiłam się soku, zabrałam śniadanie dla Bartmana, dorzucając
mu jeszcze parę grzanek, których ja nie zjadłam. Niosąc tacę z pełną po brzegi
szklanką herbaty modliłam się, żeby tylko nie przepaść prze z te durnie
poskręcane schody, albo, żeby nie zostać popchniętą przez sfrustrowanego
siatkarza lub rozgoryczoną laskę w szpilkach do nieba. Udało się. Zapukałam i
dostałam pozwolenie na wejście. Zbyszek wyglądał już odrobinę lepiej i nawet
nie mówił już przez nos. Dumna z siebie ruszyłam pewnym krokiem w stronę łóżka
kolegi gdy wtem rozległ się dźwięk piosenki o natężeniu dźwięku z 90 dB. W
każdym razie bardzo głośno. Z racji tego, że nie byłam przyzwyczajona do
słuchania tak głośnej muzyki ani nie pomodliłam się o ciszę i spokój
przestraszyłam się jak moja babcia pająka. Upuściłam tacę z jedzeniem wprost na
krocze Zbyszka, które akurat okrywały tylko cienkie gatki. Auć.
- O Jezusie!
Co ja narobiłam! Zbyszek, wszystko OK?-
Bartman zrobił minę jak poparzony. No cóż, w sumie to był poparzony. Wyszedł
dość spokojnie do łazienki, a ja już tylko usłyszałam odkręcanie wody. Dam
sobie rękę uciąć, że zimnej. Po 3 minutach, które dłużyły mi się jak 30,
wyszedł z całkiem rozbawioną miną i ani na chwilę nie pomyślałam, że się obraził.
- Wszystko
już dobrze. Nie powiem, żeby to było przyjemne uczucie, ale może w końcu
wyleczę mój wiecznie przeziębiany pęcherz- wpadł w głupawkę i zaraził nią mnie.
Śmialiśmy się do rozpuku przez dobre 10 minut.
Jednak co
najciekawsze, ta muzyka ciągle grała! Może o 2 tony ciszej, ale nadal.
Postanowiłam wiec znaleźć jej źródło. Nie musiałam długo szukać. Drzwi do
jednego z pokoi były podchylone więc to tam udałam się najpierw. Zapukałam, ale
potem postukałam się w głowę, bo właściciel pokoju i tak nie usłyszałby nawet
startu samolotu. Dyskretnie weszłam i najpierw usłyszałam hmm… specyficzną
piosenkę… a potem moim oczom ukazał się Kuraś we własnej osobie tańczący przed
lustrem i śpiewający do żelu Durex w ręku: „Wydłubałaś sianko z naszego misia nie
chcę się z tobą więcej spotykać” itd. Itp.
Po paru
minutach dostrzegł mój rozbawiony i jednocześnie pełen politowania wzrok.
- Bartuś,
chciałbyś porozmawiać?- zmierzył mnie wzrokiem. Zabójczym.
- Nie!-
wyłączył piosenkę.
- Na pewno?
-
Chciałbym!- no i rozbeczał się. Serio- Siurak beczał. Usiadłam na łóżku a on
obok mnie.
- No już,
cicho- pogłaskałam go po głowie, która spoczęła na mojej klatce piersiowej. W
międzyczasie zobaczyłam Zbyszka zaglądającego do pokoju Kurka. Pewnie mnie
szukał. Jak zobaczył cały obrazeczek spojrzał na mnie z miną What the fuck?!.
Pokazałam oczyma, że ma się zwijać, a on
odwrócił się na piecie i posłuchał mnie. I jeszcze zamknął drzwi. Znaczy zanim
odwrócił się na pięcie.- to co się stało?
- Zerwałem z
dziewczyną- wpadł w większy letarg. Ehh.
- Kiedy i
dlaczego?- ugryzłam się w język. Ostatnie czego mu potrzeba to gadanie o niej.
Tak mi się wydaję, niestety nie jestem doświadczona w tych sprawach. Trudno, najwyżej
nie odpowie.
- Była dziś w nocy u mnie. I nawet wygoniłem
Pita i złączyłem łóżka. I miało być romantycznie, bo kupiłem świeczki…- faktycznie,
na parapecie, w szklankach stały białe, tradycyjne świeczki, takie jak
przyjmuje się księdza po kolędzie. No ale starał się.- bo to miał być nasz
pierwszy raz. Znaczy mój. Jej pierwszy ze mną. No i stało się- kolejna fala
słonych łez wylądowała na mojej koszulce z Alicią Keys.
- Więc w
czym problem? Na pewno było cudownie
- No nie
było! Znaczy było, ale… Nie wiem jak mam o tym mówić…. Czikita, obiecaj, ze nie będziesz
się śmiała?
- Obiecuję-
bardziej zapytałam niż potwierdziłam, ale na wszelki wypadek skrzyżowałam dwa
palce nad jego głową w geście kłamstwa.
- Bo ona
wiedziała co i jak a ja nie- wybuchnęłam tak, że aż oplułam jego głowę i
koszulkę i podłogę w promieniu paru kroków. Korek uniósł głowę i spojrzał na mnie
pytająco. Już miałam go przepraszać i w ogóle ale on:
- Na zdrowie-
i powrócił do wcześniejszej pozycji. Co za facet!
- Dziękuję.
No, mów dalej, słucham.
- I
wstydziłam się, że jestem taki niedoświadczony. Stwierdziłem, że jak zerwę ja,
to ona pomyśli że jest słaba w łóżku. Wiesz, taka reakcja obronna…
- A jak ona
wygląda?
-
Pelargonia?
- Nie no ta
twoja panna…
- No
Pelargonia?
- Przecież
to kwiatek.
- Nie, to
moja…. była. Pela, Pelusia, Pelunia….
- Więc…-
trzy potężne oddechy- jak wygląda Pela?
- Czarne
długie włosy… śliczna, taka wysoka, z cudownymi nogami…
- I
wyleciała od ciebie jakieś półtorej godziny temu?
- Tak. A
skąd wiesz? Znasz Pelargonię?- już miałam mówić, że znam, bo moja babcia
hoduje, ale z racji tego, że płakał to ponownie użarłam się w mięsień znajdujący się w jamie ustnej.
- Nie
Bartuś, nie znam, ale jak szłam na śniadanie, to widziałam jakąś dziewczynę
wybiegającą z naszego pietra. Ale wiesz, że ona płakała?
- Wie… co?!
Płakała? Moja Pelusia płakała przeze mnie?- gwałtownie podniósł się i zaczął
przebierać. Już myślałam, że chce popełnić samobójstwo, albo zacznie przypalać
się księdzowymi świeczkami… No. Albo pobiegnie jej szukać.
- Bartek, co
Ty do jasnej Anielki wyprawiasz?
-
Zapomniałem, że mamy trening!
Wybiegł z
pokoju z prędkością światła, albo dźwięku- cholera, nigdy nie wiem, co jest
szybsze…
No wiec i ja
wyszłam grzecznie z jego gniazdka i postanowiłam wrócić do Bartmana. W końcu
wszyscy inni mają trening, a mnie to nawet pasuje jego towarzystwo.
Zbyszek
nawet nie pytał co się stało. Moja mokra koszulka chyba mówiła sama za siebie…
Oklapnęłam na podłodze i oparłam się bezradnie o ścianę.
- I pomyśleć,
że chciałam kiedyś być swatką…- Aaa psik!
- Na zdrowie.- odpowiedział zaniepokojony
Zbyszek a ja zaczęłam się po raz kolejny dzisiejszego dnia chichrać bez
opamiętania. Nagle czuję jego łapy na udach i plecach, myślę, że chce mnie
zabić czy coś, a on mnie niesie do jakiegoś pokoju i kładzie na łóżku. Panika
wisi w powietrzu, otwieram oczy a to… mój pokój.
- No
przecież nie chciałem ci nic zrobić! Chyba się ode mnie zaraziłaś, Pam...
- Nawet mi
to przez myśl nie przeszło!- i znowu skrzyżowałam palce…- Zbyszku, ja jestem
zdrowa, po prostu kichnęłam.
- Ja też na
początku tylko kichałem… Musisz leżeć i odpoczywać, niczym się nie martw powiem
komu trzeba- okrył mnie szczelnie kocem i opiekuńczo zapytał:
- Może
herbaty?- spojrzałam na krocze Bartmana i znowu zaczęłam się histerycznie śmiać.
~*~
No więc, jeśli jeden rozdział będzie obejmował dwie godziny z życia naszych bohaterów, to chyba nigdy tego nie skończę ;(
Szczęśliwego Nowego Roku :*
Dużo uśmiechu, weny i sukcesów sportowych. :)
Trzymajcie się <3
Trzymajcie się <3
Pelargonia? Serio? xD To tak jakby żywy kwiatek :D
OdpowiedzUsuńBiedny Kuraś, taki załamany i w ogóle. Zachowuje się trochę jak dziecko, ale to chyba już taki urok Kurasia w opowiadaniach ;)
Zbyś taki opiekuńczy i w ogóle... A ja, głupia, myślałam, że ma troszkę inne zamiary względem Pam. Ale ja to ja ;)
Biedna Pam zaraziła się od Bartmana tym choróbskiem, ale mam nadzieję, że Zbyszek odpowiednio się nią zaopiekuje, albo przynajmniej odda ją w odpowiednie ręce ;)
Pozdrawiam A. ;*
Ale te dwie godziny są naprawdę świetne w tym ich życiu :D
OdpowiedzUsuńNo i widać, że Zbyszek się przejął zdrowiem Czikity :D
Mogę powiedzieć, że dla mnie to już coś wróży na przyszłość. Ich wspólna przyszłość :P
No a Kuraś chyba jednak bardzo zakochany w tej Pelargonii... No niech że chłopak ma jakieś wspomnienia i o nią zawalczy, co Fausti? :D
Pozdrawiam :*
Ps. Coś mi się wydaje, że za kilka odcinków moich pozorów będzie ci żal i Michała i Dagi, a przede wszystkim Oliego... :P
Biedny, oparzony Zbysiu. Aż mi go żal, kurczę :D
OdpowiedzUsuńFausti, z tymi imionami to normalnie robisz mi dzień ;p Pelargonia?
Hej ;* Nie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz ale powracam z dawno zapowiadanym blogiem o Luizie. Jeśli masz ochotę to serdecznie na niego zapraszam http://twoj-usmiech-jej-lekarstwem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńmam straszne zalgłości w blogach więc musisz mi wybaczyć:)
Pozdrawiam :)
O weś naprawdę Pelargonia. Wyznanie kurasia mnie rozpierdachnęło !!! Bartek prawiczkiem nie mów ! Biedactwo.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Pam zbytnio nie uszkodziła Zbycha. To byłaby z pewnością wieeeeeelkaaaa strata. Zbyszek jest jakoś dziwnie nieszkodliwy..... poczekajmy a się rozszaleje.
POZDRAWIAM
WINIAROWA♥♥♥
Prowadzisz opowiadanie siatkarskie? Chcesz, aby czytelnicy sami na
OdpowiedzUsuńTwojego bloga trafiali, zamiast ich szukać? W takim razie zachęcam do
dodania bloga do listy siatkarskich opowiadań!
W podobnym przypadku ze skokami narciarskimi w tle zapraszam na projekt-spis opowiadań ze skoczkami narciarskimi w rolach głównych!