Jutro gramy
na narodowym…. Jutro gramy na narodowym…. Jutro gramy na narodowym…. Nie żeby
coś, ale te słowa mnie w nocy trochę prześladowały. I zaliczyłam z nimi co
najmniej ze trzy koszmary. Za pierwszym razem wypowiadała te słowa Samara, za
drugim Krzyk, a za trzecim głowa dziecka z Teletubisiów. Trauma na całe życie.
Ale to były prorocze sny.
No bo wiedziałam, że pan Wiesiu idący w moją stronę,
kiedy chłopcy mało nie leją gacie przed meczem musi oznaczać coś złego. I
oznaczało.
- Pamela,
mogę cie prosić?- udawałam, że pośród kwików hotek słowa Maronia się gdzieś
zgubiły, ale wtedy on poklepał mnie po ramieniu i nie miałam innego wyjścia,
jak zejść z trybun i posłusznie udać się za panem dziadziem- Jesteś nam bardzo
potrzebna.
- No a co to
znaczy? Do czego ja mogę być potrzebna?- oczekiwałam odpowiedzi, że zachorowała
jakaś ważna osobistość, którą trzeba zastąpić za dużą kasę. Ale niestety takiej
odpowiedzi nie otrzymałam:
-
Dziewczynka od wycierania parkietu gdzieś się nam zagubiła… Pam, uratuj nas- no
bez jaj. Czy ja na serio wyglądam na osobę, która chcę wypinać tyłek do tylu
ludzi? Naprawdę?!
- Tak proszę
pana. Dla pana wszystko- wtf? Co to ma kurde być? Pamela, przywołuję cię do
porządku!
- No to
świetnie, masz, załóż to- wcisnął mi coś dosłownie w mój pseudo biust i już go
nie było. A żeby jeszcze było śmieszniej, to miałam przyodziać ciemne portki,
które ewidentnie spadały mi z bioder a do tego białą koszulę polo również w
rozmiarze XXL.
Mecz trwa.
Ja siedzę na mikroskopijnym stołeczku i modlę się, żeby tylko siatkarzyny się
nie pociły. Moje marzenia dają w łeb. Igła leży. Trzeba wstać I wytrzeć parkiet,
bo akurat ja mam najbliżej. Klękam przed Igłą a on perfidnie pcha mi tyłek na
twarz.
- Ej facet,
weź się przesuń bo nie mam zamiaru oglądać ani wąchać twoich czterech
liter!-wykrzyczałam chyba odrobinę za głośno, bo Maroń dziwnie na mnie
spojrzał, cóż, mówi się trudno i żyje się dalej.
- Oj
Czikita, nie pamiętasz jak się nazywam?- zakpił drwiąco i kontynuowałśpiewająco- If you don’t know my name you can call me baby yeah!- spojrzałam na
niego „spod byka” i zadałam retoryczne pytanie, które miało go zbić z
piedestału:
- Czy
jakbyście przegrywali, dajmy na to, 12:24 to też byś takie wykony robił?-
zadziałało
Tylko trochę
to chyba długo trwało, bo sędzia zaczął coś gwizdać, ale ze złości kręciło mi
się w głowie i ewidentnie nie słyszałam otoczenia. Taka dezintegracja,
melancholia…
No dobra
mecz wygrany. Ale to co miało się stać po meczu… Uff…
- Pamela
chodź tutaj!- o ku… Wiesiu się wkur…
zdenerwował…- Coś ty na tym środku robiła te parę minut?! Nie po to
poleciłem cię trenerowi, żebyś mi takie numery odstawiała! Kobieto ogarnij się
w końcu, bo daleko tak nie zajdziesz.
Odwrócił się
na pięcie i zostawił mnie samą w szatni. Rozumiecie? Zostawił mnie, obraził
się. Zawiodłam go chyba… kurka siwa… Muszę to jakoś odkręcić…
Poszłam więc
do pokoju sztabu. Cicho zapukałam.
- Proszę-
usłyszałam. Lekko wychyliłam blond łeb i zobaczyłam Maronia wpatrującego się w
okno.
- Panie Wiesiu,
ja z całego serca pana przepraszam. To było niestosowne zachowanie z mojej
strony. Chcę tylko jeszcze dodać, że pójdę również przeprosić Andreę. To tyle z
mojej strony- spuściłam głowę i chciałam wychodzić, gdyż sądziłam, że staruszek
się nie odezwie. Myliłam się:
- Masz
rację, to było na poziomie gimnazjum. Ale myślę, że Igła powinien być tutaj z
tobą, bo to on cię sprowokował. Idź przeproś trenera i proszę cię, więcej tak
nie rób.- posłał mi ciepły uśmiech, a mnie kamień spadł z serca!
Leżąc
wieczorem w pokoju i słuchając smerfnych hitów, moje przemyślenia dotyczące
dzieciństwa małej Pam przerwało pukanie. Do drzwi rzecz jasna. Po wydaniu
komendy do pokoju wszedł Maroń:
- Pam,
możesz się zrehabilitować. Zbyszek nam zachorował i trzeba się nim zająć, a nie
możemy posłać nikogo od nas, bo wtedy cała kadra może się zarazić.
- Do Zbyszka
mam iść?
- Pamela…
- Oczywiście,
pędzę na jednej nodze.
- I o taką
odpowiedź mi chodziło.
Zbyszek
leżał pod hotelowym kocem z czerwonym nosem i załzawionym wzrokiem. Nawet
trochę mi się go żal zrobiło, ale ja zawsze miałam odruchy empatyczne. No
dobra, nie zawsze.
- Pomóc ci
jakoś? Potrzebujesz czegoś?
- O, Pamela!
Jak to dobrze widzieć kogoś znajomego.
- Jesteś
jednym z niewielu, który nie mówi do mnie per Czikita, wiesz?
- Och, a czy
to źle?
- Nie, ale
myślałam, że jesteś…. Inny.
- Inny to
znaczy taki jak wszyscy? Dlaczego wszyscy oceniają ludzi po wyglądzie? Czy tak
trudno wydać osąd po poznaniu drugiego człowieka? Jeden epizod ma być
wyznacznikiem do opinii?!
- Nie. Nie.
Masz rację. Przepraszam cię.- Jezu, to jest Bad Day. Zdecydowanie. Po raz
kolejny dostałam kazanie. Ale czekajcie… tan facet do mnie dotarł! Nie żebym ja
tak robiła! Broń Boże! Ale on całkiem dobrze mówił! Respect koleś...- więc
potrzeba ci czegoś?
~*~
Przepraszam, jestem okrutna, znowu się nie wyrobiłam.
Na przeprosiny wstawiam potulnego Zbysia <3
A wiesz, że ja właśnie dziś cały dzień myślę o opowiadaniach ze Zbyszkiem i za nim osobiście tęsknię, bo ostatnio go nie ma, a przypomniała mi o nim dziś rano Mel.
OdpowiedzUsuńA tutaj Pam mnie rozbraja, bo zaczyna się miotać, jak mucha złapana w pajęczynę. A Zbyszek jest taki inny. Taki, jakiego trudno go już spotkać. Kurcze, no ja już nie wiem co napisać...
Dzięki ci, że mogę sobie o Zbysiu poczytać, bo mi to potrzebne ostatnio :D
Ziom, ja potulnego Zbyszka biorę w całości do własnego łóżka. Co Ty na to? :D
OdpowiedzUsuń