niedziela, 22 grudnia 2013

If you don't know my name, you can call me baby.





Jutro gramy na narodowym…. Jutro gramy na narodowym…. Jutro gramy na narodowym…. Nie żeby coś, ale te słowa mnie w nocy trochę prześladowały. I zaliczyłam z nimi co najmniej ze trzy koszmary. Za pierwszym razem wypowiadała te słowa Samara, za drugim Krzyk, a za trzecim głowa dziecka z Teletubisiów. Trauma na całe życie. Ale to były prorocze sny.

No bo  wiedziałam, że pan Wiesiu idący w moją stronę, kiedy chłopcy mało nie leją gacie przed meczem musi oznaczać coś złego. I oznaczało.
- Pamela, mogę cie prosić?- udawałam, że pośród kwików hotek słowa Maronia się gdzieś zgubiły, ale wtedy on poklepał mnie po ramieniu i nie miałam innego wyjścia, jak zejść z trybun i posłusznie udać się za panem dziadziem- Jesteś nam bardzo potrzebna.
- No a co to znaczy? Do czego ja mogę być potrzebna?- oczekiwałam odpowiedzi, że zachorowała jakaś ważna osobistość, którą trzeba zastąpić za dużą kasę. Ale niestety takiej odpowiedzi nie otrzymałam:
- Dziewczynka od wycierania parkietu gdzieś się nam zagubiła… Pam, uratuj nas- no bez jaj. Czy ja na serio wyglądam na osobę, która chcę wypinać tyłek do tylu ludzi? Naprawdę?!
- Tak proszę pana. Dla pana wszystko- wtf? Co to ma kurde być? Pamela, przywołuję cię do porządku!
- No to świetnie, masz, załóż to- wcisnął mi coś dosłownie w mój pseudo biust i już go nie było. A żeby jeszcze było śmieszniej, to miałam przyodziać ciemne portki, które ewidentnie spadały mi z bioder a do tego białą koszulę polo również w rozmiarze XXL.

Mecz trwa. Ja siedzę na mikroskopijnym stołeczku i modlę się, żeby tylko siatkarzyny się nie pociły. Moje marzenia dają w łeb. Igła leży. Trzeba wstać I wytrzeć parkiet, bo akurat ja mam najbliżej. Klękam przed Igłą a on perfidnie pcha mi tyłek na twarz.
- Ej facet, weź się przesuń bo nie mam zamiaru oglądać ani wąchać twoich czterech liter!-wykrzyczałam chyba odrobinę za głośno, bo Maroń dziwnie na mnie spojrzał, cóż, mówi się trudno i żyje się dalej.
- Oj Czikita, nie pamiętasz jak się nazywam?- zakpił drwiąco i kontynuowałśpiewająco- If you don’t know my name you can call me baby yeah!- spojrzałam na niego „spod byka” i zadałam retoryczne pytanie, które miało go zbić z piedestału:
- Czy jakbyście przegrywali, dajmy na to, 12:24 to też byś takie wykony robił?- zadziałało
Tylko trochę to chyba długo trwało, bo sędzia zaczął coś gwizdać, ale ze złości kręciło mi się w głowie i ewidentnie nie słyszałam otoczenia. Taka dezintegracja, melancholia…

No dobra mecz wygrany. Ale to co miało się stać po meczu… Uff…

- Pamela chodź tutaj!- o ku… Wiesiu się wkur…  zdenerwował…- Coś ty na tym środku robiła te parę minut?! Nie po to poleciłem cię trenerowi, żebyś mi takie numery odstawiała! Kobieto ogarnij się w końcu, bo daleko tak nie zajdziesz.
Odwrócił się na pięcie i zostawił mnie samą w szatni. Rozumiecie? Zostawił mnie, obraził się. Zawiodłam go chyba… kurka siwa… Muszę to jakoś odkręcić…
Poszłam więc do pokoju sztabu. Cicho zapukałam.
- Proszę- usłyszałam. Lekko wychyliłam blond łeb i zobaczyłam Maronia wpatrującego się w okno.
- Panie Wiesiu, ja z całego serca pana przepraszam. To było niestosowne zachowanie z mojej strony. Chcę tylko jeszcze dodać, że pójdę również przeprosić Andreę. To tyle z mojej strony- spuściłam głowę i chciałam wychodzić, gdyż sądziłam, że staruszek się nie odezwie. Myliłam się:
- Masz rację, to było na poziomie gimnazjum. Ale myślę, że Igła powinien być tutaj z tobą, bo to on cię sprowokował. Idź przeproś trenera i proszę cię, więcej tak nie rób.- posłał mi ciepły uśmiech, a mnie kamień spadł z serca!

Leżąc wieczorem w pokoju i słuchając smerfnych hitów, moje przemyślenia dotyczące dzieciństwa małej Pam przerwało pukanie. Do drzwi rzecz jasna. Po wydaniu komendy do pokoju wszedł Maroń:
- Pam, możesz się zrehabilitować. Zbyszek nam zachorował i trzeba się nim zająć, a nie możemy posłać nikogo od nas, bo wtedy cała kadra może się zarazić.
- Do Zbyszka mam iść?
- Pamela…
- Oczywiście, pędzę na jednej nodze.
- I o taką odpowiedź mi chodziło.
Zbyszek leżał pod hotelowym kocem z czerwonym nosem i załzawionym wzrokiem. Nawet trochę mi się go żal zrobiło, ale ja zawsze miałam odruchy empatyczne. No dobra, nie zawsze.
- Pomóc ci jakoś? Potrzebujesz czegoś?
- O, Pamela! Jak to dobrze widzieć kogoś znajomego.
- Jesteś jednym z niewielu, który nie mówi do mnie per Czikita, wiesz?
- Och, a czy to źle?
- Nie, ale myślałam, że jesteś…. Inny.
- Inny to znaczy taki jak wszyscy? Dlaczego wszyscy oceniają ludzi po wyglądzie? Czy tak trudno wydać osąd po poznaniu drugiego człowieka? Jeden epizod ma być wyznacznikiem do opinii?!
- Nie. Nie. Masz rację. Przepraszam cię.- Jezu, to jest Bad Day. Zdecydowanie. Po raz kolejny dostałam kazanie. Ale czekajcie… tan facet do mnie dotarł! Nie żebym ja tak robiła! Broń Boże! Ale on całkiem dobrze mówił! Respect koleś...- więc potrzeba ci czegoś?

~*~

Przepraszam, jestem okrutna, znowu się nie wyrobiłam.
Na przeprosiny wstawiam potulnego Zbysia <3

2 komentarze:

  1. A wiesz, że ja właśnie dziś cały dzień myślę o opowiadaniach ze Zbyszkiem i za nim osobiście tęsknię, bo ostatnio go nie ma, a przypomniała mi o nim dziś rano Mel.
    A tutaj Pam mnie rozbraja, bo zaczyna się miotać, jak mucha złapana w pajęczynę. A Zbyszek jest taki inny. Taki, jakiego trudno go już spotkać. Kurcze, no ja już nie wiem co napisać...
    Dzięki ci, że mogę sobie o Zbysiu poczytać, bo mi to potrzebne ostatnio :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ziom, ja potulnego Zbyszka biorę w całości do własnego łóżka. Co Ty na to? :D

    OdpowiedzUsuń

Musicie dbać o Zbysia, bo to dziecko to dopiero zarodek! ♥
Zarodek mojej wybujałej i odrobinę chorej wyobraźni :)
Żadne opisywane wydarzenia nie miały miejsca, a zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa (prócz siatkarzy).